Dawno, dawno temu na południu Francji gotowała je moja ciotka. Były przepyszne, mimo, iż mama zniechęcała mnie do jedzenia „robaków”. Nieustraszony zajadałem się małżami i do tej pory uważam je za niesamowity przysmak. Mama natomiast, po dziś dzień nie przekonała się do owoców morza…. no może z wyjątkiem ostryg, które od czasu do czasu zajada.
Do przygotowania porcji dla 2 osób potrzebuję:
1 kilogram małży
1 cebulę
2 puszki pomidorów pelati
2 ząbki czosnku
1 domowa lub organiczna kostka bulionu warzywnego
kilka gałązek natki pietruszki
80 ml oliwy z oliwek
pieprz, sól, szczypta cukru
łyżka masła
Małże dokładnie płuczę w zimnej wodzie, zeskrobuje wszelkie niedoskonałości oraz kawałki wodorostów w postaci „wąsów”, popękane odrzucam, natomiast otwarte stukam by się zamknęły – jeśli małża się nie zamknęła znaczy, że powinniśmy ją odrzucić. W dużym garnku na maśle podsmażam posiekaną cebulę do czasu aż się lekko zrumieni, dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek oraz pomidory. W okresie letnim kiedy pomidory są dojrzałe, korzystam oczywiście ze świeżych, zimą pomidory dostępne w sklepach kompletnie nie nadają się na sos. W szklance gorącej wody rozrabiam kostkę bulionową i dolewam do pomidorów. Siekam natkę pietruszki, część dodaję do sosu, część zostawiam by posypać gotowe danie. Kiedy pomidory są bardzo miękkie dodaję oliwę z oliwek i doprawiam przygotowany sos solą i pieprzem oraz odrobiną cukru. Do garnka z sosem wrzucam małże, mieszam i duszę pod przykryciem przez 5-6 minut aż wszystkie muszle się otworzą. Jeśli któraś z muszli się nie otwarła odrzucam ją. Danie serwuje na głębokich talerzach, każdą porcję posypuję natką pietruszki i podaję z kawałkiem cytryny lub limonki. Oczywiście idealnym uzupełnieniem dania będzie chrupiąca bagietka … palce lizać!